– Ty skończony głupku, ciamajdo jedna, jeszcze raz mnie tak nastraszysz, a obiecuję, że utnę ci tę rozczochraną łepetynę, posiekam na kawałeczki, potem pogrzebię, wykopię, pozszywam i pokroję jeszcze raz! – Rachel wpadła do sali niczym wyścigowiec, przy okazji prawie zabijając wychodzącego z pomieszczenia lekarza.
– Cześć, Rache – Tomek uśmiechnął
się słabo znad ortopedycznego kołnierza. Miał złamaną rękę i nogę, mnóstwo
siniaków, podbite oko i mnóstwo wyobrażeń. Ale był przytomny i raczej nie
wydawał się być żywym trupem.
– Nigdy więcej tego nie rób! –
dziewczyna usiadła gwałtownie na łóżku chłopaka i ze złością trzepnęła go w
głowa. – Wiesz, jak się wszyscy denerwowaliśmy – teraz dla odmiany przytuliła
go mocno.
– Jula… ja… też… się… cieszę… Ale
proszę puść mnie! – wycharczał słabo, próbując złapać oddech.
– Ma racje – tym razem odezwała
się stojąca w drzwiach Laura. – Puść go, bo jeszcze naprawdę nam tu przejdzie
na tamtą stronę. I to tylko po to żeby się od ciebie uwolnić.
– Niech wam będzie – mruknęła
Rachel, puszczając przyjaciela. – Ale i tak, jak już dojdziesz do siebie, to ci
tak dam popalić…
– Wiem, już to przerabiałem –
przewrócił oczami. – Naprawdę was wystraszyłem? – zapytał już spokojnie.
– Oczywiście – Laura usiadła z
drugiej strony łóżka. – Najpierw ta wariatka – wskazała na Rachel. –
Wydzwaniała do mnie o jakiejś niebotycznej porze…
– Wcale nie było tak wcześnie! –
oburzyła się Julka. – Nie moja wina, że miałaś ciekawą noc.
– Ciekawą noc?
– Nieważne – Panna Wasilewska
lekceważąco machnęła. – Kontynuując – nie dość, że ona wpadła w histerię, to
jeszcze potem zadzwonił jakiś facet stąd, ze szpitala, bo mój numer masz w
ostatnio wybieranych i też narobił nam strachu, bo tylko powiedział, że cię
operują. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak nas nastraszył, byłyśmy przekonane, że
miałeś nas dość i wybierasz się do krainy wiecznego spokoju i naleśników.
– Jak widzicie, jeszcze mam
zamiar się z wami pomęczyć – Tomek uśmiechnął się słabo.
– Powiadomiliśmy już kogo trzeba,
twoi rodzice już jadą – dodała jeszcze Laura. – Też są deczko przerażeni.
– Deczko?
– Twoja mama najprawdopodobniej
wpadła w histerię – odpowiedziała szczerze Rachel. – Ale nie jesteśmy pewnie,
bo twój tata zdążył przejąć telefon.
– Czyli czeka mnie kazanie o
uważaniu na siebie i bezpieczeństwie – chłopak westchnął z zrezygnowaniem.
– Wskaż mi jedną osobę w tym
pomieszczeniu, która takiego kazania nie dostała – mruknęła skrzypaczka.
Rachel niepewnie uniosła dłoń.
Przyjaciele spojrzeli na nią, jak na wariatkę.
– No co? Moja mama już dawno
porzuciła nadzieję, że jeszcze będę normalna.
Zgodnie wybuchnęli gromkim
śmiechem.
– Nie dziwię jej się – szepnęła
przez łzy śmiechu Laura. – Ty po prostu
urodziłaś się by być dziwna.
Julka rozłożyła bezradnie ręce.
– Każdy ma swoje przeznaczenie.
***
Bartek czekał na Laurę w recepcji
szpitala. Też denerwował się stanem zdrowia Tomka, ale nie zdecydował się pójść
z dziewczynami. Był przekonany, że nie będzie wiedział, jak się zachować i
chciał tego uniknąć.
– I co? – poderwał się gwałtownie
na widok skrzypaczki.
– Będzie żył – uśmiechnęła się
szeroko. – Jest trochę poturbowany, ale będzie żył. Rachel jeszcze z nim
została, musi się na kimś wyżyć, była trochę roztrzęsiona – wyjaśniła.
– Wiem, sam to przecież widziałem
– Leman kiwnął głową. – To co teraz? Kawa?
– Wiesz przecież dobrze, że nie
pijam kawy – szturchnęła go w ramię. – Zresztą, może ty skończyłeś już sezon,
ale ja mam jeszcze semestr do zaliczenia, więc żegnam szanownego pana! –
zasalutowała i już chciała odejść, ale w ostatniej chwili siatkarz chwycił ją
za rękę.
– Odwiozę cię – zaproponował. –
Ja mam dużo czasu.
– Niech będzie – wspięła się na
palce i pocałowała go szybko. – Ale musisz się pospieszyć, bo zaraz będę
spóźniona.
Bartek roześmiał się głośno po
czym zupełnie spontanicznie, porwał swoją dziewczynę w ramiona i nie zważając
na jej protesty, zaniósł do samochodu.
– Mogłam o tym pomyśleć wcześniej
– stwierdziła Laura, kiedy jechali już ulicami Warszawy.
– Ale o czym?
– O tym, że posiadanie chłopaka
jest całkiem wygodne – uśmiechnęła się chytrze. – Niby miałam chłopaka w liceum
i przez cały pierwszy miesiąc studiów, ale jakoś nie było tego czegoś. Więc
potem już nie szukałam.
– A teraz jest to coś? – zapytał.
– Jest – szepnęła, kładąc swoją
dłoń na jego. – Uwierz mi, że jest. ‘
***
Bartek nie lubił się pakować,
wręcz nie cierpiał. Zawsze miał wrażenie, że czegoś zapomni. Nic więc dziwnego,
że pakowanie na wyjazd do Spały rozpoczął wieczorem, dzień przed podróżą. Wyjątkowo się
przy tym ociągał, a telefon Laury przyjął niczym wybawienie.
– Cześć, skarbie? – z szerokim
uśmiechem odebrał połączenie. – Stało się coś?
– Nie. Dzwonię tylko, by się
zapytać, czy naprawdę jutro wyjeżdżasz? – wyjaśniła dziewczyna, a w jej głosie
słychać było nutkę smutku.
– Niestety tak – westchnął. – Ale
możemy jeszcze gdzieś dzisiaj wyjść. Jakaś kolacja albo coś – zaproponował, z
niechęcią patrząc na otwartą walizkę.
– Dlaczego nie – panna Wasilewska
od razu się rozchmurzyła. – Rachel gdzieś zniknęła, Tomek nadal dochodzi do
siebie, a tatę wypchałam do wujka. Z chęcią spędzę więc czas w miłym
towarzystwie.
– Czyli widzimy się za godzinę w
tej restauracji, co ją ci ostatnio pokazywałem.
– Oczywiście – potwierdziła i
rozłączyła się.
Uśmiechnął się szeroko.
Zdecydowanie taka wersja wieczoru, podobała mu się o wiele bardziej. Ogarnął
się szybko, zupełnie zapominając o niespakowanym bagażu. Ponieważ miejsce, w
którym się umówili było niedaleko, postanowił się przejść. Kiedy szedł tak
wesoło ulicami Warszawy, uśmiechając się do innych ludzi i przeskakując nad
pęknięciami w chodniku, nagle zauważył coś ciekawego na wystawie jednego ze
sklepów. Był to delikatny złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie słońca,
zbudowanego z nutek. Błyszczał
delikatnie w świetle jubilerskich lamp, a siatkarz wpatrywał się w niego niczym
zahipnotyzowany. Jak w transie, wszedł do środka sklepu. Wiedział już co ma
robić i choć było to zupełnie spontanicznie, to jego umysł już wyobrażał sobie,
jak pięknie prezentować się będzie ten naszyjnik na szyi dziewczyny.
Przychodząc więc na miejsce, nie
mógł się doczekać nie tylko spotkania, ale także reakcji Laury na prezent.
– Cześć – odwrócił się
gwałtownie, słysząc jej słodki głos.
– Przyszłaś – uśmiechnął się
szeroko.
– A dlaczego miałabym nie
przyjść?
– Też prawda. Możesz coś dla mnie
zrobić? – pocałował ją delikatnie. – Zamknij na chwilę oczy – poprosił.
Posłusznie wykonała polecenie, a
on ostrożnie zawiesił na jej szyi naszyjnik. Tak, jak przypuszczał, okazał się
być wyjątkowo dopasowany.
– Jest piękny – powiedziała cicho.
Jej oczy błyszczały z niedowierzaniem, gdy oglądała zawieszkę. – Dziękuję –
przytuliła mocno swojego chłopaka.
– Pasuje do ciebie – Objął Laurę
ramionami i schował twarz w jej włosach.
Przez chwilę stali tak, wtuleni w
siebie, oddychając głęboko i po prostu ciesząc się swoją obecnością. Po chwili
jednak dziewczyna odsunęła się od siatkarz, by móc mu spojrzeć prosto w oczy.
Ostrożnie uniosła dłoń po czym powoli przejechała kciukiem po uśmiechniętych
ustach chłopaka. Nie wiedział dlaczego, ale jej ciało drżało, w jej spojrzeniu
widać było niepewność.
– Coś się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Bartek, to… to szczęście prawda
– wyszeptała niepewnie. – To co czujemy, to szczęście?
– Tak – odpowiedział pewnie. – To
na pewno szczęście.
– Obiecaj mi coś – cokolwiek się nie
stanie, będziemy szczęśliwi.
– Będziemy. Obiecuję.
I mamy kolejny rozdział. Powiem szczerze, że dla mnie nie jest on zły, ale trochę... nijaki. Chyba muszę zrobić sobie krótką przerwę od tego opowiadania.
Mam jednak nadzieję, że wam się podobało i zostawicie po sobie ślad, w postaci chociażby krótkiego komentarza. To zawsze wiele dla mnie znaczy i daje dodatkową motywacje.
Pozdrawiam
Violin
Nie jest nijaki. Co Ty mówisz? Rozdział jest jak zwykle świetny. Nie mogę się doczekać kolejnego 😙
OdpowiedzUsuńTo jest naprawde boskie❤❤
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Zakochaną w siatkówce.
OdpowiedzUsuńRozdział wcale nie był nijaki! Był piękny! Bardzo lekko i miło się go czytało.
Cieszę się, że Tomek ma się dobrze i że wyszedł cało z wypadku.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Ola