sobota, 11 marca 2017

Kod 16

To były najgorsze dni w życiu Bartka. Laura nie odbierała telefonu, nie odpisywała na smsy. Próbował złapać ją na uczelni, jak głupi potrafił przez kilka godzin stać przed jej blokiem, byle tylko móc zamienić z dziewczyną choćby parę słów, dowiedzieć się, dlaczego zareagowała tak, a nie inaczej.
Jej jednak nigdzie było. Próbował rozmawiać z trenerem, z Rachel i z Tomkiem, jednak oni też nic nie wiedzieli, albo nie chcieli powiedzieć.
– Co ja mam zrobić, chłopaki? Zrobiłem już chyba wszystko, a nie mogę się od tak poddać – zrezygnowany schował twarz w dłoniach i pochylił się nad stołem. Siedzący pod drugiej stronie Łukasz i Michał, wymienili znaczące spojrzenia.
– Kochasz ją, prawda? – zapytał powoli Łapa.
– Tak, oczywiście, że tak! Nigdy, przy żadnej dziewczynie, nie czułem się tak, jak przy Laurze, ja naprawdę… Wiem, że jesteśmy jeszcze młodzi, że wszystko dzieje się szybko, ale naprawdę nie jestem wstanie sobie bez niej poradzić! – głos środkowego przepełniony był rozpaczą i bezsilnością.  
– A jesteś pewien, że wykorzystałeś wszystkie opcje? – dopytał Michał.
– Chyba tak…
– Próbowałeś się wbić do jej mieszkania? – zaproponował Łapczyński. – To co prawda opcja ostateczna, ale zdecydowanie lepsza niż śpiewanie serenad pod balkonem.
– Jakoś na to nie wpadłem – mruknął Leman. – Ale nie myślicie, że to trochę… nachalne?
– Jak chcesz ją odzyskać, to musisz podjąć drastyczne kroki –  Filip wzruszył ramionami. – A jeśli wyrzuci cię na zbity pysk, będziesz przynajmniej wiedział, że to definitywny koniec.
Bartek nie miał pojęcia, co myśleć o tym pomyśle. Wydawał mu się cokolwiek dziwny, ale czy miał inne wyjście? Tak strasznie zależało mu na Laurze, tak strasznie chciał znów porwać ja w swoje ramiona, pocałować, przytulić i nie wypuszczać już do końca świata. Tęsknił za nią, brakowało mu jej szerokiego uśmiechu, melodyjnego głosu, wesołego błysku w oku. Jeszcze niedawno miał swoje szczęście na wyciągnięcie ręki, a teraz pozostały mu tylko wspomnienia.
Musiał zawalczyć, nie mógł się od tak po prostu poddać.
Wstał gwałtownie od stołu, pożegnał się szybko z przyjaciółmi i z prędkością światła wybiegł w restauracji. Miał mało czasu, wiedział, że musi działać szybko, że albo zrobi to teraz, albo nigdy. Za im się obejrzał stał już przed drzwiami dziewczyny i wahał się, czy zapukać. W końcu jednak uniósł rękę i silnie zastukał w drzwi.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Zastukał jeszcze raz.
Nadal nic.
Zrezygnowany, usiadł na wycieraczce. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nic nie rozumiał. Gdzie popełnił błąd, co zrobił nie tak, że teraz Laura nie chce go widzieć? Nie był wstanie sobie przypomnieć, kiedy zrobił coś, co sprawiło, że była smutna, że zawiódł.
Nagle drzwi za nim otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
– Zamierzasz, tak tu siedzieć cały dzień? – w wejściu, z skrzyżowanymi na piersi rękami i zatroskanym spojrzeniem, stał pan Wasilewski. Bartek podniósł się szybko, prawie przewracając się o własne nogi.
– Ja, przepraszam, naprawdę nie chciałem… – zaczął się niezgrabnie tłumaczyć, ale starszy mężczyzna nawet go nie słuchał. Jedynie przewrócił oczami po czym chwycił chłopaka za ramię i siłą wciągnął do mieszkania.
– Może ty cos wymyślisz, bo ja już zupełnie nie wiem, co się z nią dzieję. Od kilku dni chodzi jakaś taka smutna, przygaszona, prawie nie wychodzi z mieszkania, nie robi nic konkretnego, tylko potrafi wpatrywać się w ścianę i od czasu do czasu wybuchnąć niekontrolowanym płaczem. Jak ją naprawisz, to jestem gotowy nawet poprzeć twoją kandydaturę na ewentualnego zięcia – powiedział, wskazując na drzwi do jednego z pokoi.
Środkowy dopiero po chwili załapał, że cały czas mowa jest o Laurze. Nieźle przerażony tym, co usłyszał ostrożnie i powoli wszedł do pomieszczenia.
Widok, jaki tam zastał, rozerwał jego serce na pół. Jego ukochana Laura siedziała skulona na łóżku i pustym wzrokiem wpatrywała się w ścianę. Miała bladą, ziemistą cerę, podkrążone oczy, a ciemne włosy zatęskniły za szczotką. Ubrana w przyduży, wymięty dres, zupełnie nie przypominała tej samej radosnej dziewczyny, którą widział jeszcze kilka dni wcześniej.
Na drżący nogach podszedł do ukochanej, po drodze chwytając, leżący na fotelu koc. Ostrożnie usiadł obok niej po czym bez wahania szczelnie otulił pledem i przyciągnął do siebie.
Nie zaprotestowała. Drżała niczym w febrze, gdy uspakajająco kołysał ją w przód i w tył, mocno tuląc jej drobne, wychudzone ciało. Nic nie mówiła, nie płakała, jedynie mocno zaciskała paznokcie na jego koszuli, jakby bojąc się, że kiedy puści, on po prostu rozpłynie się w powietrzu.
– Nie odchodź – wyszeptała słabo. – Nie zostawiaj mnie.
– Ci… jestem przy tobie – czule pocałował ją w czoło.
– Bartek, ja… ja tak strasznie przepraszam… przepraszam... ja nie chciałam… – w oczach Laury pojawiły się łzy, głos zaczął się łamać.
– Spokojnie… to nic… już będzie dobrze…
– Nie myśl sobie, że to twoja wina – kontynuowała. – Ja po prostu… po prostu, tak strasznie się boję. Myślałam, że sobie poradzę, że nie dam się pokonać, że podejdę do wszystkiego na spokojnie, że będę walczyć. Ludzie boją się dnia śmierci, ale ze mną miało być inaczej, wierzyłam, że będzie inaczej, że podejdę do wszystkiego z uśmiechem. Ale to mnie przerasta, myśl o końcu niszczy mnie od środka… Zrobiłeś dla mnie tak wiele… Jesteś najwspanialszym chłopakiem, jakiego każda dziewczyna mogła sobie wymarzyć. Dobry, kochający… A ja? Co daję ci w zamian? Tylko patrzenie, jak odchodzę. To boli, to tak strasznie boli… nie chcę byś cierpiał, nie chcę zostawiać cię z rozdartym sercem. Pogodzenie się z zerwaniem jest łatwiejsze, niż pogodzenie się z śmiercią. Myślałam, że tak będzie łatwiej, lepiej…  Ale prawda jest taka, że cię potrzebuję, tak strasznie potrzebuję…. – rozszlochała się na dobre.
Bartek nie miał pojęcia, co powiedzieć, był zszokowany. Nigdy by nie przypuszczał, ze przez cały czas chodziło właśnie o to, o niego.  Gdyby wcześniej zauważył, że w Laurze coś się zmienia, może zdołałby zapobiec całkowitemu załamaniu się dziewczyny. Niestety okres największego jej największego skoku emocjonalnego, przypadał na czas, kiedy chłopak był w Spale.
A to spowodowało, że miał jeszcze większe wyrzuty sumienia.
Delikatnie chwycił głowę ukochanej i ostrożnie odchylił ją do tyłu, by móc spojrzeć w oczy, które tak kochał.
– Ja się nie boję – powiedział stanowczo. – To znaczy… boję się, że coś pójdzie nie tak, że cię stracę. Ale nie boję się tego, co będzie potem. Nie jest to tak straszne, jak świadomość tego, że mógłby spędzić najbliższe dni z dala od ciebie – uśmiechnął się i czule pocałował ją w czoło.
– Znów to robisz – prychnęła. – Znów jesteś tak cholernie idealny. I co ja mam z tobą zrobić? – teraz to ona pocałowała jego.
– Po prostu mnie kochaj – wzruszył ramionami. – Tak, jak ja po prostu kocham ciebie. 


Mamy kolejny rozdział, choć moja wena zrobiła sobie wakacje. Baz mojej zgody! Mam jednak nadzieję, że jej to wybaczycie i zostawicie po sobie choćby mały ślad. Wtedy pewnie wróci wcześniej. 
Pozdrawiam
Violin

1 komentarz:

Szablon wykonany przez Melody