To były najgorsze dni w życiu
Bartka. Laura nie odbierała telefonu, nie odpisywała na smsy. Próbował złapać
ją na uczelni, jak głupi potrafił przez kilka godzin stać przed jej blokiem,
byle tylko móc zamienić z dziewczyną choćby parę słów, dowiedzieć się, dlaczego
zareagowała tak, a nie inaczej.
Jej jednak nigdzie było. Próbował
rozmawiać z trenerem, z Rachel i z Tomkiem, jednak oni też nic nie wiedzieli,
albo nie chcieli powiedzieć.
– Co ja mam zrobić, chłopaki?
Zrobiłem już chyba wszystko, a nie mogę się od tak poddać – zrezygnowany
schował twarz w dłoniach i pochylił się nad stołem. Siedzący pod drugiej
stronie Łukasz i Michał, wymienili znaczące spojrzenia.
– Kochasz ją, prawda? – zapytał
powoli Łapa.
– Tak, oczywiście, że tak! Nigdy,
przy żadnej dziewczynie, nie czułem się tak, jak przy Laurze, ja naprawdę…
Wiem, że jesteśmy jeszcze młodzi, że wszystko dzieje się szybko, ale naprawdę
nie jestem wstanie sobie bez niej poradzić! – głos środkowego przepełniony był
rozpaczą i bezsilnością.
– A jesteś pewien, że
wykorzystałeś wszystkie opcje? – dopytał Michał.
– Chyba tak…
– Próbowałeś się wbić do jej
mieszkania? – zaproponował Łapczyński. – To co prawda opcja ostateczna, ale
zdecydowanie lepsza niż śpiewanie serenad pod balkonem.
– Jakoś na to nie wpadłem –
mruknął Leman. – Ale nie myślicie, że to trochę… nachalne?
– Jak chcesz ją odzyskać, to
musisz podjąć drastyczne kroki – Filip
wzruszył ramionami. – A jeśli wyrzuci cię na zbity pysk, będziesz przynajmniej
wiedział, że to definitywny koniec.
Bartek nie miał pojęcia, co
myśleć o tym pomyśle. Wydawał mu się cokolwiek dziwny, ale czy miał inne
wyjście? Tak strasznie zależało mu na Laurze, tak strasznie chciał znów porwać
ja w swoje ramiona, pocałować, przytulić i nie wypuszczać już do końca świata. Tęsknił
za nią, brakowało mu jej szerokiego uśmiechu, melodyjnego głosu, wesołego błysku
w oku. Jeszcze niedawno miał swoje szczęście na wyciągnięcie ręki, a teraz
pozostały mu tylko wspomnienia.
Musiał zawalczyć, nie mógł się od
tak po prostu poddać.
Wstał gwałtownie od stołu,
pożegnał się szybko z przyjaciółmi i z prędkością światła wybiegł w
restauracji. Miał mało czasu, wiedział, że musi działać szybko, że albo zrobi
to teraz, albo nigdy. Za im się obejrzał stał już przed drzwiami dziewczyny i
wahał się, czy zapukać. W końcu jednak uniósł rękę i silnie zastukał w drzwi.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Zastukał jeszcze raz.
Nadal nic.
Zrezygnowany, usiadł na
wycieraczce. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nic nie rozumiał.
Gdzie popełnił błąd, co zrobił nie tak, że teraz Laura nie chce go widzieć? Nie
był wstanie sobie przypomnieć, kiedy zrobił coś, co sprawiło, że była smutna,
że zawiódł.
Nagle drzwi za nim otworzyły się
z cichym skrzypnięciem.
– Zamierzasz, tak tu siedzieć
cały dzień? – w wejściu, z skrzyżowanymi na piersi rękami i zatroskanym
spojrzeniem, stał pan Wasilewski. Bartek podniósł się szybko, prawie
przewracając się o własne nogi.
– Ja, przepraszam, naprawdę nie
chciałem… – zaczął się niezgrabnie tłumaczyć, ale starszy mężczyzna nawet go
nie słuchał. Jedynie przewrócił oczami po czym chwycił chłopaka za ramię i siłą
wciągnął do mieszkania.
– Może ty cos wymyślisz, bo ja już
zupełnie nie wiem, co się z nią dzieję. Od kilku dni chodzi jakaś taka smutna,
przygaszona, prawie nie wychodzi z mieszkania, nie robi nic konkretnego, tylko
potrafi wpatrywać się w ścianę i od czasu do czasu wybuchnąć niekontrolowanym
płaczem. Jak ją naprawisz, to jestem gotowy nawet poprzeć twoją kandydaturę na
ewentualnego zięcia – powiedział, wskazując na drzwi do jednego z pokoi.
Środkowy dopiero po chwili
załapał, że cały czas mowa jest o Laurze. Nieźle przerażony tym, co usłyszał
ostrożnie i powoli wszedł do pomieszczenia.
Widok, jaki tam zastał, rozerwał
jego serce na pół. Jego ukochana Laura siedziała skulona na łóżku i pustym
wzrokiem wpatrywała się w ścianę. Miała bladą, ziemistą cerę, podkrążone oczy,
a ciemne włosy zatęskniły za szczotką. Ubrana w przyduży, wymięty dres,
zupełnie nie przypominała tej samej radosnej dziewczyny, którą widział jeszcze
kilka dni wcześniej.
Na drżący nogach podszedł do
ukochanej, po drodze chwytając, leżący na fotelu koc. Ostrożnie usiadł obok
niej po czym bez wahania szczelnie otulił pledem i przyciągnął do siebie.
Nie zaprotestowała. Drżała niczym
w febrze, gdy uspakajająco kołysał ją w przód i w tył, mocno tuląc jej drobne,
wychudzone ciało. Nic nie mówiła, nie płakała, jedynie mocno zaciskała
paznokcie na jego koszuli, jakby bojąc się, że kiedy puści, on po prostu
rozpłynie się w powietrzu.
– Nie odchodź – wyszeptała słabo.
– Nie zostawiaj mnie.
– Ci… jestem przy tobie – czule
pocałował ją w czoło.
– Bartek, ja… ja tak strasznie
przepraszam… przepraszam... ja nie chciałam… – w oczach Laury pojawiły się łzy,
głos zaczął się łamać.
– Spokojnie… to nic… już będzie
dobrze…
– Nie myśl sobie, że to twoja
wina – kontynuowała. – Ja po prostu… po prostu, tak strasznie się boję.
Myślałam, że sobie poradzę, że nie dam się pokonać, że podejdę do wszystkiego
na spokojnie, że będę walczyć. Ludzie boją się dnia śmierci, ale ze mną miało
być inaczej, wierzyłam, że będzie inaczej, że podejdę do wszystkiego z uśmiechem.
Ale to mnie przerasta, myśl o końcu niszczy mnie od środka… Zrobiłeś dla mnie
tak wiele… Jesteś najwspanialszym chłopakiem, jakiego każda dziewczyna mogła
sobie wymarzyć. Dobry, kochający… A ja? Co daję ci w zamian? Tylko patrzenie,
jak odchodzę. To boli, to tak strasznie boli… nie chcę byś cierpiał, nie chcę
zostawiać cię z rozdartym sercem. Pogodzenie się z zerwaniem jest łatwiejsze, niż
pogodzenie się z śmiercią. Myślałam, że tak będzie łatwiej, lepiej… Ale prawda jest taka, że cię potrzebuję, tak
strasznie potrzebuję…. – rozszlochała się na dobre.
Bartek nie miał pojęcia, co
powiedzieć, był zszokowany. Nigdy by nie przypuszczał, ze przez cały czas
chodziło właśnie o to, o niego. Gdyby
wcześniej zauważył, że w Laurze coś się zmienia, może zdołałby zapobiec
całkowitemu załamaniu się dziewczyny. Niestety okres największego jej
największego skoku emocjonalnego, przypadał na czas, kiedy chłopak był w Spale.
A to spowodowało, że miał jeszcze
większe wyrzuty sumienia.
Delikatnie chwycił głowę
ukochanej i ostrożnie odchylił ją do tyłu, by móc spojrzeć w oczy, które tak
kochał.
– Ja się nie boję – powiedział stanowczo.
– To znaczy… boję się, że coś pójdzie nie tak, że cię stracę. Ale nie boję się
tego, co będzie potem. Nie jest to tak straszne, jak świadomość tego, że mógłby
spędzić najbliższe dni z dala od ciebie – uśmiechnął się i czule pocałował ją w
czoło.
– Znów to robisz – prychnęła. – Znów
jesteś tak cholernie idealny. I co ja mam z tobą zrobić? – teraz to ona
pocałowała jego.
– Po prostu mnie kochaj – wzruszył ramionami. – Tak, jak ja po prostu kocham ciebie.
Mamy kolejny rozdział, choć moja wena zrobiła sobie wakacje. Baz mojej zgody! Mam jednak nadzieję, że jej to wybaczycie i zostawicie po sobie choćby mały ślad. Wtedy pewnie wróci wcześniej.
Pozdrawiam
Violin
Zajefajny!!!*.* czekam na kolejny!!! <3
OdpowiedzUsuń