Czas płynął zdecydowanie za wolno.
Bartek chodził w kółko po szpitalnym korytarzu, co chwile nerwowo spoglądając
na zegarek. Minęły już dobre dwie godziny od czasu, gdy wwieźli Laurę na salę,
a oni nadal nie mieli żadnych informacji o jej stanie.
– Długo jeszcze? – zapytał w
końcu, siedzącego w korytarzu ojca dziewczyny.
– Operacje serca trwają zwykle
kilka godzin, musisz wytrzymać – wzruszył ramionami mężczyzna, ale widać było,
że jest równie zdenerwowany, co chłopak. – Może poszedłbyś kupić nam coś do
jedzeni? Ty odetchniesz świeżym powietrzem, a my nie umrzemy z głodu.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł…
– Nie marudź! – wtrąciła się
Rachel. – Idź, kup dużo czekolady i ciastek, a potem możemy dyskutować.
– Ale…
– Wypad i to już!
Bartek nie śmiał już protestować,
zresztą musiał przyznać, że powinien zmienić otoczenie, bo inaczej zwariuje.
Gdy wyszedł ze szpitala Warszawa
wydała mu się jeszcze bardziej ponura niż zwykle. Szedł przed siebie ze
spuszczoną głową, rękami schowanymi w kieszeni i palcami zaciśniętymi na
komórce, tak na wszelki wypadek. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, co się
dzieję wokół niego, myślami cały czas był przy tej drobnej dziewczynie, którą
tak strasznie kochał.
Zakupił co trzeba, ale kiedy
wyszedł ze sklepu, poczuł się dziwnie zmęczony, nie chciał jeszcze wracać do
szpitala, do tej atmosfery napięcia i niepokoju. Musiał odetchnąć, pomyśleć
spokojnie, zastanowić się nad sytuacją.
Nogi niosły go same, w sobie
tylko znanym kierunku. Nie myślał o tym, gdzie idzie, ani po co, po prostu
szedł. Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy stanął przed niedużym sklepem
jubilerskim.
Zmarszczył brwi. Dlaczego
przyszedł akurat tutaj, co to miało znaczyć?
Niepewnie pchnął drzwi i wszedł
do środka. Zabrzmiał dzwonek, a zza lady wyłonił się uśmiechnięty staruszek.
– Witaj, chłopcze, co cię do mnie
sprowadza? – zapytał.
– Ja… tylko się rozglądam –
mruknął Leman.
– Na pewno? Nie wyglądasz na
kogoś, kto tylko się rozgląda, raczej jesteś człowiekiem, który sam nie wie, co
tu robi.
– Chyba ma pan racje. To ja już
może pójdę… – siatkarz już chciał się odwrócić, ale sprzedawca zatrzymał go.
– Czyżby chodziło o dziewczynę?
– Skąd pan wiedział?
– Mam swoje lata, trochę już
widziałem – uśmiechnął się chytrze. – Podejdź tu do mnie, możliwe, że mam coś
dla ciebie.
Bartek powoli podszedł do głównej
lady, a wtedy mężczyzna wyjął spod blatu nieduże pudełko.
– Widzę, że nie chodzi tylko o
zwykły prezent, to coś poważniejszego. Bardzo ja kochasz? – zapytał.
– Bardzo. Strasznie ją kocham –
odpowiedział bez wahania.
– Może czas zrobić kolejny krok –
sprzedawca otworzył pudełko, a świetle jubilerskich lamp zabłysło kilka
delikatnych pierścionków. – Nadają się na pierścionki zaręczynowe?
Siatkarz przełknął głośno ślinę i
ostrożnie przyjrzał się biżuterii.
– Ja… chciałbym żeby tak było –
westchnął.
– Czemu tak mówisz, czyżbyś nie
był pewny jej odpowiedzi?
– Jestem jej pewny, bo już
zadałem to pytanie. Zgodziła się, choć to było pod wpływem chwili. I nie miałem
pierścionka.
– Teraz możesz mieć, więc w czym
problem?
– Wszystko może szlak trafić, w
ciągu następnych kilku godzin! I to nie z naszej winy!
– Wiesz, coś ci powiem, chłopcze
– jubiler pochylił się nad blatem i spojrzał na chłopaka zza okularów połówek.
– Nigdy nie możesz być niczego pewien. Możesz tylko planować i mieć nadzieję,
że wszystko pójdzie dobrze. Ale musisz coś robić, coś, co podpowiada ci serce.
Patrz na pozytywne rozwiązanie, nie na smutne zakończenie.
– Myśli pan, że się ucieszy? Nie
za szybko?
– Skoro już się zgodziła, to
pierścionek nie wiele zmieni, a może ja tylko ucieszyć, wszystko będzie
prawidłowo, jak zwyczaj nakazał.
– No nie wiem… – Bartek nadal nie
był przekonany do tego pomysłu, nadal nie wiedział, czy w obecnej sytuacji tak
ruch jest odpowiedni, czy nie jest to spontaniczne działanie pod wpływem uczuć.
”Ale Laura zawsze działa pod
wpływem uczuć” – pomyślał.
W tym momencie zauważył, że jeden
z pierścionków różni się od innych. Zamiast białych diamentów, w różnych
kształtach, jego był blado fioletowy i idealnie komponował się z srebrną
obrączką. Był inny, wyjątkowy, wyróżniał się spośród tłumu.
Tak, jak Laura.
Wiedział już, co ma robić nie
wahał się więcej, tylko po prostu kupił pierścionek, cały czas mając przed
oczami uśmiech ukochanej.
– Pamiętaj żeby zawsze myśleć o
szczęśliwym zakończeniu – powiedział na pożegnanie sprzedawca. Bartek
uśmiechnął się do niego szeroko, a potem pożegnał się szybko i opuścił sklep.
Znów znalazł się w szarej,
pesymistycznej rzeczywistości.
– Myśl o pozytywnym zakończeniu –
powtórzył.
I nagle Warszawa stała się
bardziej kolorowa.
***
Laura lubiła śnić. Sny przenosiły
ją w kolorowy, nierzeczywisty świat, pełen marzeń i tworów wyobraźni.
Ale teraz było inaczej. Zamiast
obrazów, widziała tylko ciemność, duszącą czerń. Unosiła się w niej zupełnie
sama, jakby tylko ona była w całkowitej pustce.
Nie lubiła samotności, bała się
jej.
Przymknęła nerwowo oczy,
zacisnęła pięści. Chciała wybudzić się z tego koszmaru, znów znaleźć się wśród
rodziny i przyjaciół. Nie mogła jednak poradzić sobie z ciemnością, która z
każdą kolejną sekundą przytłaczał ją jeszcze bardziej.
Nagle jednak, tuż przed nią,
zaczęła wyłaniać się jakaś postać. Robiła się coraz wyraźniejsza, a Laura mogła
rozpoznać jej rysy twarzy, chytry uśmiech, niezrównoważony błysk w oku.
Znała ten błysk, miała taki sam.
– Mama…
– Cześć, skarbie – kobieta
uśmiechnęła się szeroko. – Jednak znowu się spotykamy.
– Co ty tu robisz? – zapytała
zszokowana Laura. – Już umarłam?
– Nie, ci na ziemi będą musieli
się jeszcze z tobą chwilę pomęczyć – roześmiała się. – A przynajmniej tak mi
się wydaję.
– Więc, dlaczego cię widzę? Nie
śniłaś mi się już od wielu lat.
– A tak jakoś wpadłam przelotem –
wzruszyła ramionami. – Dobra, żartuję, oczywiście, że mam zadanie. Muszę ci coś
pokazać. Wiesz, taka mała wycieczka w czasie, jak w tych filmach, które
oglądałyśmy, gdy byłaś mała.
– Pokażesz mi moją przyszłość?
– Zobaczysz – wyciągnęła dłoń w
kierunku córki. Dziewczyna chwyciła ją niepewnie i w tym samym momencie
ciemność rozstąpiła się. Nagle razem z mamą, znalazły się na środku boiska do
siatkówki. Były w jakiejś hali, której Laura nie kojarzyła, ale wystarczył rzut
oka na trybuny i już wiedziała, gdzie wylądowały.
– Jesteśmy na Podpromiu, prawda?
– zapytała. – Co tu robimy?
– Zaraz ci powiem, tylko najpierw
usunęłabym się z boiska, bo zaraz oberwiemy zagrywką.
Miała rację. Dopiero teraz
dziewczyna zauważyła, że na parkiecie znajdują się też siatkarze dwóch drużyn,
którzy właśnie przygotowywali się do rozegrania akcji.
– Oni nas widzą?
– Nie, ale to nie znaczy, że nie
możemy dostać piłką.
Gdy usunęły się na bok, Laura w
końcu mogła podsumować to, co widzi. Była na Podpromiu, na meczu Resovii, z
drużyną, której nie rozpoznawała. Nie kojarzyła też większości zawodników i
trenera.
– To nie jest nasza Resovia –
stwierdziła po namyśle.
– Przyjrzyj się uważnie – jej
mama uśmiechnęła się chytrze. – Rozpoznajesz zawodnika, który zaraz będzie
serwował?
– Zaraz… – Panna Wasilewska
zmrużyła oczy i przyjrzała się mężczyźnie. Znała go, na pewno go znała, była
pewna, że kojarzy tę twarz, te oczy, ten uśmiech.
Przecież kochała właśnie ten
uśmiech.
– To Bartek – wychrypiała słabym
głosem.
– A dokładniej Bartek za jakieś
dziesięć lat – wyjaśniła kobieta. – Zaraz wykona zagrywkę, dzięki której
Rzeszów odzyska mistrzostwo.
Miała rację. Sekundę później
Lemański podrzucił piłkę, uderzył w nią mocno, a przeciwnicy mogli tylko
patrzeć, jak wpada w boisko.
Wybuchło straszne zamieszanie.
Wszyscy cieszyli się, skakali i ogólnie trudno było ogarnąć, co w ogóle się
dzieje. Na kilka minut Laura straciła z oczu środkowego, jednak w końcu
dojrzała go przy bandach, jak w euforii całował się z jakąś kobietą, której nie
widziała dokładnie.
– Mam nadzieję, że to ja –
mruknęła pod nosem.
– Oczywiście, że ty, czy gdyby
było inaczej, sprowadziłabym cię tutaj – prychnęła jej matka.
– To znaczy, że do przekroczenia
granic słodkości i uroczości brakuje tylko moich słodkich dzieci.
– A nie, mała gdzieś się tu
kręci, tylko że żywotność ma po tobie i trochę trudno ją namierzyć.
– Mała?
– Nie zadawaj już pytań, musimy
zaraz wracać, bo czas mi się kończy – Niespokojnie zerknęła na zegarek. – To co? Podoba ci się taka wizja przyszłości?
– Oczywiście, że tak –
odpowiedziała od razu Laura. – Ja...kurczę, kocham Bartka i chcę żeby to tak
wyglądało.
– To super – kobieta klasnęła
wesoło. – Tylko zanim zwrócę cię do świata żywych, muszę niestety poinformować,
że to, co widzisz, jest tylko jedną z proponowanych opcji. To od ciebie zależy,
jak wszystko się potoczy.
– Czyli, co mam zrobić?
– Na razie przeżyj operację, a
potem zastanowimy się nad dalszymi krokami. Wracamy? Zaczynam marznąć, tu na
Podpromiu zawsze było zimno.
– Nie możemy jeszcze chwilę porozmawiać?
Nie widziałam cię tyle lat, stęskniłam się – posmutniała dziewczyna.
– Skarbie – Pani Wasilewska
chwyciła dłonie córki i spojrzała jej prosto w oczy. Obraz hali zaczął powoli
znikać. – Ja też tęskniłam i cały czas tęsknie. Kochałam cię, kocham i będę cię
kochać. Ale czas jaki jest nam dany, jest ograniczony i nic nie mogę zrobić –
wzruszyła ramionami. – Hej, popatrz na mnie – uśmiechnęła się i odgarnęła z
twarzy Laury zabłąkany kosmyk włosów. – Jestem z ciebie dumna. Zawsze byłam.
Już osiągnęłaś sporo i jeszcze daleko zajdziesz. Bartek to dobry chłopak,
wierzę, że ci w tym pomoże.
– Oh, mamo, tak strasznie cię
kocham – dziewczyna rzuciła się matce w ramiona, z trudem tłumiąc łzy.
– Ja też cię kocham, żabko –
kobieta uśmiechnęła się smutno i pogłaskała córkę po plecach. – Ale teraz
naprawdę kończy mi się czas, więc wracajmy, dobrze?
– Dobrze – Laura niechętnie
pokiwała głową.
W tym momencie wszystko zaczęło
gwałtownie znikać. Coraz trudniej docierały do niej kolory, coraz gorzej widziała
matkę.
Aż w końcu wszystko zniknęło i
znów zapadła ciemność.
Jak widzicie, z drobnym opóźnieniem, ale dodaję kolejny rozdział. Jest on moim zdaniem średni, ale teraz za bardzo nie mam czasu, by się super skupić na blogach, bo za tydzień piszę egzaminy. Mam jednak nadzieję, że wam się podobał i zostawicie po sobie choćby drobny ślad w postaci komentarza.
A propo komentarzy - chcę podziękować tym, którzy skomentowali poprzednią część. Naprawdę wasze wpisy dały mi ogromnego kopa.
Zapraszam na nowe opowiadanie o Stephanie Antidze http://littlehopelittlelove.blogspot.com/ Dosyć słodkie i urocze, więc jeśli chcecie się porozczulać, to polecam.
Pozdrawiam
Violin
Strasznie podoba mi się taka wizja ich przyszłości. Laura, Bartek i małe szkraby to jest to 😀
OdpowiedzUsuńPiękny był ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNajbardziej oczywiście podobał mi się sen Laury. Mam nadzieję, że w jej życiu wszystko potoczy się tak, aby ten wspaniały sen był kiedyś rzeczywistością. I myślę, że tak będzie. Że Laura przeżyje operację, potem będzie żyła długo i szczęśliwie z Bartkiem.
Od razu polubiłam też pana jubilera. Bardzo mądry i miły z niego człowiek. Pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, jak bardzo pomógł Bartkowi, który przyszedł zagubiony do jego sklepu.
Kiedy piszę ten komentarz, pewnie kończysz już pisać test z rozszerzonego angielskiego. Ale mam nadzieję, że dobrze poradziłaś sobie ze wszystkimi testami. A szczególnie z językiem polskim. Szczerze mówiąc, bardzo chciałabym przeczytać Twoją rozprawkę o marzeniach :) Myślę, że pisząc tak wspaniałe opowiadania, poradziłaś sobie z nią bez problemu.
Pozdrawiam
Ola
Czy ten dzień mógłby być lepszy? Nie dość, że mam już za sobą te cholerne egzaminy, to jeszcze dostałam od ciebie jakieś oznaki życia w postaci trzech długich komentarzy. Pierwszy z nich przeczytałam tuż przed dwunastą ( zaraz, jak skończyłam pisać rozszerzenie), ale miałam wtedy przy sobie tylko telefon, więc odpisuję dopiero teraz.
UsuńStrasznie się cieszę, że rozdział ci się podobał. Długa nad nim myślałam, bo zupełnie nie miałam pomysłów na to, co ma się wydarzyć. Tym bardziej mam radochę, że sen i wizyta u jubilera przypadły ci do gustu.
Co do rozprawki, to ja akurat nie jestem z niej zadowolona, bo wyszła mi strasznie schematycznie - za bardzo skupiłam się na nie zgubieniu przecinków xd.
Jeszcze raz powtórzę, że strasznie cię cieszę, że znów widzę komentarze i spodziewaj się moich wywodów także pod pozostałymi dwoma.
Pozdrawiam
Violin