środa, 12 kwietnia 2017

Kod 18

Czas płynął zdecydowanie za wolno. Bartek chodził w kółko po szpitalnym korytarzu, co chwile nerwowo spoglądając na zegarek. Minęły już dobre dwie godziny od czasu, gdy wwieźli Laurę na salę, a oni nadal nie mieli żadnych informacji o jej stanie.
– Długo jeszcze? – zapytał w końcu, siedzącego w korytarzu ojca dziewczyny.
– Operacje serca trwają zwykle kilka godzin, musisz wytrzymać – wzruszył ramionami mężczyzna, ale widać było, że jest równie zdenerwowany, co chłopak. – Może poszedłbyś kupić nam coś do jedzeni? Ty odetchniesz świeżym powietrzem, a my nie umrzemy z głodu.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł…
– Nie marudź! – wtrąciła się Rachel. – Idź, kup dużo czekolady i ciastek, a potem możemy dyskutować.
– Ale…
– Wypad i to już!
Bartek nie śmiał już protestować, zresztą musiał przyznać, że powinien zmienić otoczenie, bo inaczej zwariuje.
Gdy wyszedł ze szpitala Warszawa wydała mu się jeszcze bardziej ponura niż zwykle. Szedł przed siebie ze spuszczoną głową, rękami schowanymi w kieszeni i palcami zaciśniętymi na komórce, tak na wszelki wypadek. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, co się dzieję wokół niego, myślami cały czas był przy tej drobnej dziewczynie, którą tak strasznie kochał.
Zakupił co trzeba, ale kiedy wyszedł ze sklepu, poczuł się dziwnie zmęczony, nie chciał jeszcze wracać do szpitala, do tej atmosfery napięcia i niepokoju. Musiał odetchnąć, pomyśleć spokojnie, zastanowić się nad sytuacją.
Nogi niosły go same, w sobie tylko znanym kierunku. Nie myślał o tym, gdzie idzie, ani po co, po prostu szedł. Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy stanął przed niedużym sklepem jubilerskim.
Zmarszczył brwi. Dlaczego przyszedł akurat tutaj, co to miało znaczyć?
Niepewnie pchnął drzwi i wszedł do środka. Zabrzmiał dzwonek, a zza lady wyłonił się uśmiechnięty staruszek.
– Witaj, chłopcze, co cię do mnie sprowadza? – zapytał.
– Ja… tylko się rozglądam – mruknął Leman.
– Na pewno? Nie wyglądasz na kogoś, kto tylko się rozgląda, raczej jesteś człowiekiem, który sam nie wie, co tu robi.
– Chyba ma pan racje. To ja już może pójdę… – siatkarz już chciał się odwrócić, ale sprzedawca zatrzymał go.
– Czyżby chodziło o dziewczynę?
– Skąd pan wiedział?
– Mam swoje lata, trochę już widziałem – uśmiechnął się chytrze. – Podejdź tu do mnie, możliwe, że mam coś dla ciebie.
Bartek powoli podszedł do głównej lady, a wtedy mężczyzna wyjął spod blatu nieduże pudełko.
– Widzę, że nie chodzi tylko o zwykły prezent, to coś poważniejszego. Bardzo ja kochasz? – zapytał.
– Bardzo. Strasznie ją kocham – odpowiedział bez wahania.
– Może czas zrobić kolejny krok – sprzedawca otworzył pudełko, a świetle jubilerskich lamp zabłysło kilka delikatnych pierścionków. – Nadają się na pierścionki zaręczynowe?
Siatkarz przełknął głośno ślinę i ostrożnie przyjrzał się biżuterii.
– Ja… chciałbym żeby tak było – westchnął.
– Czemu tak mówisz, czyżbyś nie był pewny jej odpowiedzi?
– Jestem jej pewny, bo już zadałem to pytanie. Zgodziła się, choć to było pod wpływem chwili. I nie miałem pierścionka.
– Teraz możesz mieć, więc w czym problem?
– Wszystko może szlak trafić, w ciągu następnych kilku godzin! I to nie z naszej winy!
– Wiesz, coś ci powiem, chłopcze – jubiler pochylił się nad blatem i spojrzał na chłopaka zza okularów połówek. – Nigdy nie możesz być niczego pewien. Możesz tylko planować i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Ale musisz coś robić, coś, co podpowiada ci serce. Patrz na pozytywne rozwiązanie, nie na smutne zakończenie.
– Myśli pan, że się ucieszy? Nie za szybko?
– Skoro już się zgodziła, to pierścionek nie wiele zmieni, a może ja tylko ucieszyć, wszystko będzie prawidłowo, jak zwyczaj nakazał.
– No nie wiem… – Bartek nadal nie był przekonany do tego pomysłu, nadal nie wiedział, czy w obecnej sytuacji tak ruch jest odpowiedni, czy nie jest to spontaniczne działanie pod wpływem uczuć.
”Ale Laura zawsze działa pod wpływem uczuć” – pomyślał.
W tym momencie zauważył, że jeden z pierścionków różni się od innych. Zamiast białych diamentów, w różnych kształtach, jego był blado fioletowy i idealnie komponował się z srebrną obrączką. Był inny, wyjątkowy, wyróżniał się spośród tłumu.
Tak, jak Laura.
Wiedział już, co ma robić nie wahał się więcej, tylko po prostu kupił pierścionek, cały czas mając przed oczami uśmiech ukochanej.
– Pamiętaj żeby zawsze myśleć o szczęśliwym zakończeniu – powiedział na pożegnanie sprzedawca. Bartek uśmiechnął się do niego szeroko, a potem pożegnał się szybko i opuścił sklep.
Znów znalazł się w szarej, pesymistycznej rzeczywistości.
– Myśl o pozytywnym zakończeniu – powtórzył.
I nagle Warszawa stała się bardziej kolorowa.
***
Laura lubiła śnić. Sny przenosiły ją w kolorowy, nierzeczywisty świat, pełen marzeń i tworów wyobraźni.
Ale teraz było inaczej. Zamiast obrazów, widziała tylko ciemność, duszącą czerń. Unosiła się w niej zupełnie sama, jakby tylko ona była w całkowitej pustce.
Nie lubiła samotności, bała się jej.
Przymknęła nerwowo oczy, zacisnęła pięści. Chciała wybudzić się z tego koszmaru, znów znaleźć się wśród rodziny i przyjaciół. Nie mogła jednak poradzić sobie z ciemnością, która z każdą kolejną sekundą przytłaczał ją jeszcze bardziej.
Nagle jednak, tuż przed nią, zaczęła wyłaniać się jakaś postać. Robiła się coraz wyraźniejsza, a Laura mogła rozpoznać jej rysy twarzy, chytry uśmiech, niezrównoważony błysk w oku.
Znała ten błysk, miała taki sam.
– Mama…
– Cześć, skarbie – kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Jednak znowu się spotykamy.
– Co ty tu robisz? – zapytała zszokowana Laura. – Już umarłam?
– Nie, ci na ziemi będą musieli się jeszcze z tobą chwilę pomęczyć – roześmiała się. – A przynajmniej tak mi się wydaję.
– Więc, dlaczego cię widzę? Nie śniłaś mi się już od wielu lat.
– A tak jakoś wpadłam przelotem – wzruszyła ramionami. – Dobra, żartuję, oczywiście, że mam zadanie. Muszę ci coś pokazać. Wiesz, taka mała wycieczka w czasie, jak w tych filmach, które oglądałyśmy, gdy byłaś mała.
– Pokażesz mi moją przyszłość?
– Zobaczysz – wyciągnęła dłoń w kierunku córki. Dziewczyna chwyciła ją niepewnie i w tym samym momencie ciemność rozstąpiła się. Nagle razem z mamą, znalazły się na środku boiska do siatkówki. Były w jakiejś hali, której Laura nie kojarzyła, ale wystarczył rzut oka na trybuny i już wiedziała, gdzie wylądowały.
– Jesteśmy na Podpromiu, prawda? – zapytała. – Co tu robimy?
– Zaraz ci powiem, tylko najpierw usunęłabym się z boiska, bo zaraz oberwiemy zagrywką.
Miała rację. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że na parkiecie znajdują się też siatkarze dwóch drużyn, którzy właśnie przygotowywali się do rozegrania akcji.
– Oni nas widzą?
– Nie, ale to nie znaczy, że nie możemy dostać piłką.
Gdy usunęły się na bok, Laura w końcu mogła podsumować to, co widzi. Była na Podpromiu, na meczu Resovii, z drużyną, której nie rozpoznawała. Nie kojarzyła też większości zawodników i trenera.
– To nie jest nasza Resovia – stwierdziła po namyśle.
– Przyjrzyj się uważnie – jej mama uśmiechnęła się chytrze. – Rozpoznajesz zawodnika, który zaraz będzie serwował?
– Zaraz… – Panna Wasilewska zmrużyła oczy i przyjrzała się mężczyźnie. Znała go, na pewno go znała, była pewna, że kojarzy tę twarz, te oczy, ten uśmiech.
Przecież kochała właśnie ten uśmiech.
– To Bartek – wychrypiała słabym głosem.
– A dokładniej Bartek za jakieś dziesięć lat – wyjaśniła kobieta. – Zaraz wykona zagrywkę, dzięki której Rzeszów odzyska mistrzostwo.
Miała rację. Sekundę później Lemański podrzucił piłkę, uderzył w nią mocno, a przeciwnicy mogli tylko patrzeć, jak wpada w boisko.
Wybuchło straszne zamieszanie. Wszyscy cieszyli się, skakali i ogólnie trudno było ogarnąć, co w ogóle się dzieje. Na kilka minut Laura straciła z oczu środkowego, jednak w końcu dojrzała go przy bandach, jak w euforii całował się z jakąś kobietą, której nie widziała dokładnie.
– Mam nadzieję, że to ja – mruknęła pod nosem.
– Oczywiście, że ty, czy gdyby było inaczej, sprowadziłabym cię tutaj – prychnęła jej matka.
– To znaczy, że do przekroczenia granic słodkości i uroczości brakuje tylko moich słodkich dzieci.
– A nie, mała gdzieś się tu kręci, tylko że żywotność ma po tobie i trochę trudno ją namierzyć.
– Mała?
– Nie zadawaj już pytań, musimy zaraz wracać, bo czas mi się kończy – Niespokojnie zerknęła na zegarek. –  To co? Podoba ci się taka wizja przyszłości?
– Oczywiście, że tak – odpowiedziała od razu Laura. – Ja...kurczę, kocham Bartka i chcę żeby to tak wyglądało.
– To super – kobieta klasnęła wesoło. – Tylko zanim zwrócę cię do świata żywych, muszę niestety poinformować, że to, co widzisz, jest tylko jedną z proponowanych opcji. To od ciebie zależy, jak wszystko się potoczy.
– Czyli, co mam zrobić?
– Na razie przeżyj operację, a potem zastanowimy się nad dalszymi krokami. Wracamy? Zaczynam marznąć, tu na Podpromiu zawsze było zimno.
– Nie możemy jeszcze chwilę porozmawiać? Nie widziałam cię tyle lat, stęskniłam się – posmutniała dziewczyna.
– Skarbie – Pani Wasilewska chwyciła dłonie córki i spojrzała jej prosto w oczy. Obraz hali zaczął powoli znikać. – Ja też tęskniłam i cały czas tęsknie. Kochałam cię, kocham i będę cię kochać. Ale czas jaki jest nam dany, jest ograniczony i nic nie mogę zrobić – wzruszyła ramionami. – Hej, popatrz na mnie – uśmiechnęła się i odgarnęła z twarzy Laury zabłąkany kosmyk włosów. – Jestem z ciebie dumna. Zawsze byłam. Już osiągnęłaś sporo i jeszcze daleko zajdziesz. Bartek to dobry chłopak, wierzę, że ci w tym pomoże.
– Oh, mamo, tak strasznie cię kocham – dziewczyna rzuciła się matce w ramiona, z trudem tłumiąc łzy.
– Ja też cię kocham, żabko – kobieta uśmiechnęła się smutno i pogłaskała córkę po plecach. – Ale teraz naprawdę kończy mi się czas, więc wracajmy, dobrze?
– Dobrze – Laura niechętnie pokiwała głową.
W tym momencie wszystko zaczęło gwałtownie znikać. Coraz trudniej docierały do niej kolory, coraz gorzej widziała matkę.
Aż w końcu wszystko zniknęło i znów zapadła ciemność.


Jak widzicie, z drobnym opóźnieniem, ale dodaję kolejny rozdział. Jest on moim zdaniem średni, ale teraz za bardzo nie mam czasu, by się super skupić na blogach, bo za tydzień piszę egzaminy. Mam jednak nadzieję, że wam się podobał i zostawicie po sobie choćby drobny ślad w postaci komentarza. 
A propo komentarzy - chcę podziękować tym, którzy skomentowali poprzednią część. Naprawdę wasze wpisy dały mi ogromnego kopa. 
Zapraszam na nowe opowiadanie o Stephanie Antidze http://littlehopelittlelove.blogspot.com/ Dosyć słodkie i urocze, więc jeśli chcecie się porozczulać, to polecam.
Pozdrawiam
Violin

3 komentarze:

  1. Strasznie podoba mi się taka wizja ich przyszłości. Laura, Bartek i małe szkraby to jest to 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny był ten rozdział.
    Najbardziej oczywiście podobał mi się sen Laury. Mam nadzieję, że w jej życiu wszystko potoczy się tak, aby ten wspaniały sen był kiedyś rzeczywistością. I myślę, że tak będzie. Że Laura przeżyje operację, potem będzie żyła długo i szczęśliwie z Bartkiem.
    Od razu polubiłam też pana jubilera. Bardzo mądry i miły z niego człowiek. Pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, jak bardzo pomógł Bartkowi, który przyszedł zagubiony do jego sklepu.
    Kiedy piszę ten komentarz, pewnie kończysz już pisać test z rozszerzonego angielskiego. Ale mam nadzieję, że dobrze poradziłaś sobie ze wszystkimi testami. A szczególnie z językiem polskim. Szczerze mówiąc, bardzo chciałabym przeczytać Twoją rozprawkę o marzeniach :) Myślę, że pisząc tak wspaniałe opowiadania, poradziłaś sobie z nią bez problemu.
    Pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ten dzień mógłby być lepszy? Nie dość, że mam już za sobą te cholerne egzaminy, to jeszcze dostałam od ciebie jakieś oznaki życia w postaci trzech długich komentarzy. Pierwszy z nich przeczytałam tuż przed dwunastą ( zaraz, jak skończyłam pisać rozszerzenie), ale miałam wtedy przy sobie tylko telefon, więc odpisuję dopiero teraz.
      Strasznie się cieszę, że rozdział ci się podobał. Długa nad nim myślałam, bo zupełnie nie miałam pomysłów na to, co ma się wydarzyć. Tym bardziej mam radochę, że sen i wizyta u jubilera przypadły ci do gustu.
      Co do rozprawki, to ja akurat nie jestem z niej zadowolona, bo wyszła mi strasznie schematycznie - za bardzo skupiłam się na nie zgubieniu przecinków xd.
      Jeszcze raz powtórzę, że strasznie cię cieszę, że znów widzę komentarze i spodziewaj się moich wywodów także pod pozostałymi dwoma.
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody