Spóźniony pociąg wjechał powoli na
Rzeszowski dworzec. Bartek nerwowo spojrzał na zegarek. Godzina opóźnienia.
Jeśli się nie pospieszą, przypadnie im kolacja. Po raz setny tego popołudnia
chuchnął w dłonie i potarł je gwałtownie. Polska zima wszystkim dawała się we
znaki, a on znowu zapomniał rękawiczek.
Drzwi wagonów otworzyły się z
charakterystycznym sykiem, a na peron wydało się morze ludzi. Leman jednak nie
bardzo się nimi interesował. Wiedział, że osoba, której szuka, zawsze wychodzi
ostatnia.
I w końcu się pojawiła. W przydługim
płaszczu, kolorowym szalikiem luźno owiniętym wokół szyi, melancholijnym
krokiem zeszła że schowków. A dokładniej prawie zeszła, bo potknęła się o próg i
pewnie zaliczyłaby nieprzyjemne spotkanie z ziemią, gdyby nie Bartek, który już
był obok i pochylił ją w swoje ramiona.
– Znów mnie ratujesz? – zaśmiała się,
kiedy w końcu postawił ją na twardym gruncie.
– Taki już mam zwyczaj – uśmiechnął się
szeroko. – Jak minęła podróż?
– Dobrze– wzruszyła ramionami. – Wiesz,
jak strasznie się za tobą stęskniłam? – szepnęła, unosząc dłoń i delikatnie
przesuwając opuszkiem palca po policzku ukochanego.
– Ja też. Na szczęście teraz już żadna dłuższą
rozłąka nas nie czeka – pocałował ją czule. – Mamy jakieś plany na wieczór?
– Co powiesz na kolacje w małej,
przytulnej restauracyjce?
– Z wielką chęcią. A co potem?
A potem? Gdy wrócili do domu, on zamknął
ją w szczelnym uścisku i namiętnie wbił się w jej usta, a ona mogła tylko oddać
pocałunek, kontuzjami palców muskał jego plecy. Za nim się obejrzeli,
wylądowali w sypialni. Ich ciała płynęły od wzajemnego pożądania, stęsknili się
za podniecającym dotykiem drugiej osoby. Przez kolejne kilka godzin na nowo
poznawali siebie i udowadniali, że mimo długiej rozłąki nadal są dla siebie
stworzeni.
I że nadal się kochają.
***
Ostatnia piłka czwartego seta spadła po
stronie Rzeszowa. Na tablicy wyników wyświetliło się czerwone 2:2. Podpromie
zamarło. To był koniec. Jastrzębie właśnie wygrało brązowy medal. Resovia
została z niczym. Bartek stał w kwadracie dla rezerwowych i pustym wzrokiem
wpatrywał się w boisko. Nie docierało do niego to, o się właśnie stało.
Pierwszy medal Plus Ligi przeszedł mu koło nosa. Miał ochotę się popłakać. Czuł
się trochę, jak mały chłopiec, któremu powiedziano, że gwiazdki nie będzie.
Tie-breaka już nawet nie pamiętał. Tak
naprawdę to w ogóle niewiele pamiętał. Ktoś coś mówił, ktoś o coś pytał. Nic
ważnego, nic szczególnego.
Działał niczym robot jeszcze przez jakiś
czas. Dopiero kiedy wrócili do mieszkania, usiadł spokojnie w salonie i
spróbował wszystko przemyśleć.
– Bartek, skarbie…
Podniósł powoli wzrok. W drzwiach stała
zaniepokojona Laura. Nadal miała na sobie koszulkę z jego nazwiskiem, a w
rękach trzymała dwa kubki gorącej herbaty.
– Przegraliśmy – wychrypiał słabym
głosem. – Naprawdę przegraliśmy.
Odłożyła herbatę, usiadła obok i chwyciła
mocno jego dłonie. Patrzyła prosto w jego oczy i zupełnie nic nie mówiła, jakby
nie potrafiła znaleźć słów pocieszenia.
Ale on nie potrzebował pocieszenia.
Potrzebował tylko, by ktoś był przy nim.
Ona była.
Przytulił mocno dziewczynę, chowając
twarz w jej włosach. Po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy rozczarowania,
a ona tylko czule głaskała go po plecach.
Tyle wystarczyło. Uspokoił się odetchnął.
– Dziękuję – wyszeptał, całując ją w
czoło.
– Nie musisz – uśmiechnęła się
delikatnie. – Po to jestem, prawda? – odgarnęła za ucho zabłąkany kosmyk
włosów.
W powietrzu błysnął pierścionek
zaręczynowy.
– Niedługo minie rok odkąd ci się
oświadczyłem – mruknął, chwytając jej dłoń i uważnie przyglądając się
pierścionkowi.
– I?
– Co powiesz na wrzesień? Zaraz po
mistrzostwach Europy? Będzie jeszcze ciepło,
– Ale o czym ty mówisz?
– O naszym ślubie. Chyba powinniśmy już
zacząć o tym myśleć. Minął rok i nadal ze sobą jesteśmy. Od kilku miesięcy
razem mieszkamy i się nie pozabijaliśmy, choć wielu mówiło, ze tak będzie.
Czuję, że jesteśmy na to gotowi.
Spojrzała na niego zszokowana. Totalnie
ją zamurowało, nie miała pojęcia, co powiedzieć.
Jednak po chwili uśmiechnęła się szeroko
i pocałowała czule ukochanego.
– Wiesz co – wtuliła się w jego tors –
myślę, że wrzesień będzie idealny.
I był. Kilka miesięcy później, w czasie
skromnej ceremonii tylko dla najbliższych, powiedzieli sobie tak. Wcześniej
wiele razy usłyszeli, że się pospieszyli, że to za wcześnie, że są jeszcze młodzi
i tego pożałują.
Może i byli młodzi.
Może i byli głupi.
Ale się kochali.
I to było najważniejsze.
***
Bartek wszedł powoli do mieszkania i
cicho zamknął za sobą drzwi. Starając się nie wydać choćby najcichszego dźwięku,
otrzepał buty z kwietniowej papki, którą ktoś podobno nazwał śniegiem, a która
nadal twardo trzymała się na ulicach.
– Wróciłeś już.
W
holu zapaliło się światło i w tym momencie siatkarz mógł dostrzec swoją
ukochaną żonę, stojącą w przejściu z skrzyżowanymi na piersi rękami i dziwnie
tajemniczym uśmiechem.
– Dlaczego nie śpisz? – zapytał,
podchodząc bliżej i czule całując dziewczynę w czoło. – Mówiłem, że wrócę
późno.
– Wiem – wzruszyła ramionami. – Ale ja
musiałam na ciebie poczekać. Wiesz, mam dla ciebie mały prezent.
– Prezent? O Boziu… mamy dzisiaj jakąś
rocznicę, o której ja zapomniałem, prawda?
– Nie, to nie to! – Laura roześmiał się
głośno. – Zaczekaj sekundę – zniknęła na chwilę w jednym z pokoi, by po chwili
wrócić z małą, czerwoną paczuszką.
– Byłam dzisiaj w galerii i takie coś
rzuciło mi się w oczy na wyspie Resovii – powiedziała, wręczając mężowi
podarunek.
Ostrożnie rozwinął papier. Gdy zobaczył,
co jest w środku, jeszcze bardziej zbaraniał.
– Wiem, że niektóre serwisy zawyżają mój
wzrost, ale tak mały jeszcze nie jestem – mruknął, oglądają malutką, zawodniczą
koszulkę, która bez problemu pasowałaby na lalkę.
– To nie dla ciebie, głuptoku – zaśmiała
się Laura.
– Nie dla mnie…? – jego mózg powoli zaczął
łączyć fakty. Jeszcze raz spojrzał na bluzeczkę.
A potem na Laurę.
I załapał o co chodzi.
– Czy to jest to o czym myślę?
– Zależy o czym myślisz.
– Jesteś w…
– Tak, skarbie. Jestem w ciąży.
Zamarł. Przez dokładnie trzy sekundy
docierało do niego, co właśnie usłyszał.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Będziesz tatą.
Nie wierzył w swoje szczęście, nadal
próbował przetworzyć to, co usłyszał.
Laura jest w ciąży.
Zostaną rodzicami.
W ich życiu pojawi się mała kruszynka,
która będzie owocem ich miłości.
Porwał swoją ukochaną żonę w ramiona i
okręcił wokół siebie, śmiejąc się głośno. Był zdecydowanie najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi. W tamtym momencie nie obchodziło go, że ma tylko
dwadzieścia trzy lata, a większość ludzi stwierdzi, że jest zdecydowanie za
młody, by być ojcem.
Owszem może i był młody.
Owszem może i był głupi.
Ale kochał to maleństwo cały sercem.
A to było najważniejsze.
***
Jak szalony wpadł na szpitalny korytarz.
Drogę z Radomia do Rzeszowa pokonał z prędkością nadświetlną, modląc się w
duchu by zdążyć na czas.
– I co? – naskoczyła na starszą
pielęgniarkę, która akurat wyszła z jednego z pomieszczeń.
– Pan jest…?
– Bartłomiej Lemański, moja żona…
– A, to pan! – kobieta uśmiechnęła się
krzywo. – Trochę się pan spóźnił, skończyło się dosłownie pięć minut temu.
Leman przeklną pod nosem.
– Ale wszystko w porządku, tak?
– Jak najbardziej – prychnęła pielęgniarka.
– Proszę tak tu nie stać, tylko wejść do środka. Córka już na pana czeka.
– Córka…
Kobieta przewróciła oczami, a potem
skinięciem głowy wskazała na drzwi do sali.
Siatkarz przeszedł przez nie na drżących
nogach. W środku, na wąskim łóżku, leżała zmęczona Laura. Włosy miała w
nieładzie, a twarz bladą i pokrytą kropelkami potu, jednak uśmiechała się do
malutkiego, różowego zawiniątka, które położono obok niej.
– Już jesteś – szepnęła na widok
chłopaka.
– Próbowałem przyjechać szybciej, ale…
– To nie ważne. Dobrze, że w ogóle przyjechałeś.
– Przecież nie mogło mnie tu nie być –
uśmiechnął się szeroko, a potem podszedł bliżej i powoli usiadł na chybotliwym
krzesełku.
I w tym momencie zamarł. Jego wzrok
spoczął na malutkim noworodku, owiniętym w różowy kocyk, który spał wtulony w
ramię dziewczyny.
– To ona?
– Tak, kochanie. To nasza mała córeczka.
– Mogę ją przytulić, prawda?
– Oczywiście.
Ostrożnie, bojąc się, że każdym
gwałtowniejszym ruchem zrobi dziewczynce krzywdę, wziął małą na ręce i
przytulił delikatnie. Nie mógł się na nią napatrzeć, była taka maleńka, drobna,
krucha niczym porcelanowa laleczka.
– Jest piękna – wyszeptał, nadal
niedowierzając w to co widzi.
– Wiem – Laura uśmiechnęła się delikatnie
– Wiem też, że nadal nie mamy imienia.
– Zaraz! – przypomniał coś sobie nagle. –
Wymyśliłem je przecież! W pociągu! Zapisałem nawet na karteczce…
– Ale ją zgubiłeś?
– Nie, tylko gdzieś schowałem…
Dziewczyna prychnęła śmiechem, a potem po
prostu sięgnęła do kieszeni kurtki męża i wyjęła z niej małą, żółtą karteczkę.
– Hania – przeczytała głośno. – Ładnie.
– Czyli podoba ci się?
– Pewnie.
– Czyli Hania Lemańska – jeszcze raz
spojrzał na córeczkę, a potem na żonę.
I wtedy zrozumiał.
Właśnie wypełniło się ich szczęśliwe zakończenie.
A więc to koniec tej historii. Jestem z niej całkiem zadowolona i choć planowałam trochę inne zakończenie, to i tak wyjątkowo szła zgodnie z pierwszym planem. Była moją pierwszą historią opartą wyłącznie na romantycznym wątku, eksperymentem, który chyba wyszedł całkiem nieźle.
Z Bartkiem i Laurą bardzo się związałam, ale raczej nie planuję kontynuować ich historii. Może kiedyś ją odkurzę, ale jest to raczej mało prawdopodobne.
Chcę podziękować wszystkim tym, którzy przez cały ten czas ( prawie rok!) czytali tego bloga. W szczególności dziękuję za wszystkie komentarze, dodające mi otuchy wtedy, kiedy miałam pisania po prostu dość.
Jak zwykle na zakończenie proszę o kilka słów od was. Zapraszam także na moje pozostałe blogi ( mój profil), jeśli oczywiście nie macie mnie jeszcze dość.
Za jakiś czas powinna pojawić się też nowa historia z niespodziewanym duetem francusko - serbskim w roli głównej ( kto zgadnie, jakich siatkarzy mam na myśli dostanie naleśniki z nutellą!)
Pozdrawiam i jeszcze raz proszę o kilka słów od was.
Pozdrawiam
Violin